Obserwatorzy

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Skansen - moje klimaty....

Dla nas Ślązoków Chorzów kojarzony był od zawsze albo z Wesołym Miasteczkiem (wg. mnie tak do końca to wesołe ono nigdy nie było....:( albo z zoo, ewentualnie by nie narazić się sympatykom piłki nożnej z Ruchem Chorzów. Poza tym nic ciekawego wydawać by się mogło to przemysłowe miasto  nie miało do zaoferowania. Tymczasem okazuje się jednak, że w środku śląskiej aglomeracji można znaleźć prawdziwą perełkę  - Górnośląski Park Etnograficzny, skansen z architekturą m.in. Śląska Cieszyńskiego sięgającą początków XIX wieku. Byliśmy tam, podziwialiśmy drewniane chaty, szkołę z Wapienicy (z 1853r), haftowane makatki, gliniane dzbany, emaliowane naczynia, cudne wiejskie zagrody, piece chlebowe gdzie na bieżąco można było kupić kromkę chleba ze smalcem i powędrować dalej. W okresie wakacyjnym czynna jest także kuźnia, w której pracuje kowal - jego wyroby można zakupić na miejscu, organizowane są koncerty, warsztaty rzemiosła ludowego itp.  Nacieszyłam oczy i duszę, to klimaty bardzo bliskie mojemu sercu bo z moich rodzinnych stron. Wiem z przekazów, że moja prababcia właśnie tak żyła.......Kilka fotek zatem:
naszemu Frankowi wbrew pozorom też się podobało :)
 Mogłabym tam zamieszkać na stałe!
pozdrowienia:)


piątek, 24 czerwca 2011

Z serii "przed i po" - część 2

Nie pokazywałam na blogu jeszcze naszego domku drewnianego na narzędzia ogrodowe i rabaty wokół niego, która powstała w tym roku. W archiwum naszej budowy znalazłam kilka fotek z miejsca, gdzie dziś stoi tzw. drewutnia:)
Tu gdzie stoi koparka dziś mamy drewniany domek
(pamiętam jak pompami dzień i noc ściągaliśmy z tego miejsca wodę z działki:(
 Poniższy drewniany domek zakupiony został w Leroy Merlin
(nie ukrywam, że marzyłam o góralskiej stolarce ale cóż.......może next time:)
Wokół domku Tomek wyłożył 3 miesiące temu płyty kamienne, które pozostały nam z budowy cokołu; ja zasadziłam między nimi karmnik ościsty
Po ścianach domku wspina się róża pnąca Sympatia, pod nią zasadziłam lawendę a wokół niej obwódkę z szałwii omszonej - jak na razie wszystko pięknie rośnie (oczywiście nie obyło się już bez oprysków na mszyce). Tą rabatkę zrobiłam dosłownie na 3 tygodnie przed przyjazdem ekipy z Werandy Country:) - nie była jakoś specjalnie przemyślana ale efekt mnie cieszy.
Muszę się znowu pochwalić moją ulubioną rabatą od strony północnej domu. Kiedyś już o niej pisałam ale dziś chciałam Wam pokazać jak wygląda w pełnym rozkwicie bo kwitną nie tylko funkie ale przede wszystkim tojad na piękny niebieski kolor. To jedna z niewielu bylin, która w cieniu zachowuje śliczny soczysty kolor, niestety ma jedną poważną wadę - jest trujący (najbardziej jego korzenie) stąd jego ludowa nazwa to mordownik. Po przekwitnięciu ścinam go do samej zmiemi skąd staje się całkowicie niewidoczny bo ukryty między gąszczem funkii.
Z tej oto rabatki jestem naprawdę dumna bo wyszła tak jak dokładnie chciałam - nie jestem żadnym ogrodnikiem z wykształcenia, nie mam też potrzebnej wiedzy w tym zakresie a wszystko co wiem pochodzi jedynie z paru podręcznych książek jakie mam w domu. Miało być bujnie, w miarę chłodnej tonacji, miało się rozrosnąć szybko i przepleść nawzajem. Co najważniejsze - miało być prawie do cienia. I tak jest, podoba mi się bardzo, bardzo. Żeby nie było, że wszystko u nas tak cudownie rośnie powiem tylko, że z resztą rabat od strony tarasu mam pewne kłopoty - np. usechł nam po dwóch latach całkowicie klon palmowy...:(


Na przeciwległej stronie rabatki z tojadem bardzo dobrze rozrastają się bodziszki i w końcu kwitną! Też posadzone tej wiosny.
Za nimi za kilka tygodni stawiamy wiatę na samochody i powstanie kolejny teren zieleni do zagospodarowania ale póki co nie mam żadnego ciekawego pomysłu:(

Z kolei na tym zdjęciu przed tzw. blaszokiem (2006r.)....
 powstała duża rabata w odcieniach czerwieni, którą już ostatnio pokazywałam ale bez kwitnącej teraz róży okrywowej szczepionej na pniu -Tommelise. Strasznie ją lubię ponieważ:
1. ma przecudny intensywny kolor kwiatów,
2. kwitnie non stop praktycznie aż do przymrozków,
3.znosi wszystkie moje mniej lub bardziej nieporadne cięcia:),
4. przetrwała ciężką zimę bez okrycia!

Pod nią szalenie szybko rozkrzewia się kocimiętka, przypomina mi swoim rozrastaniem jasnotę plamistą, która pokryła wszystkie puste przestrzenie pomiędzy funkiami.
Mam nadzieję, że nie zanudziłam nikogo tymi ogrodowymi kadrami ale naprawdę cieszę się ogromnie z każdego dobrze rosnącego kwiecia! Nigdy bym nie przypuszczała, że ogród może sprawiać tyle radości (oczywiście poza pieleniem!!!)
Widokiem z naszego okna żegnam się radośnie!
ps. zapomniałam wspomnieć, że posadziliśmy dziś 21 sadzonek jasnoróżowej okrywowej róży The Fairy wzdłuż płotu tylko nie zdążyłam jej jeszcze zrobić sesji:)






czwartek, 23 czerwca 2011

Trochę czerwcowego kwiecia

Z okolicznych pól - zwykłe, proste, polne kwiaty - takie lubię najbardziej:)
Z naszego ogrodu - róża pnąca
Róża rabatowa
 
Nagietkowa obwódka warzywniaka
(nagietki rozsiewają się same, ew. w puste miejsca wiosną dosadzam własne nasionka)
 
Jutro zaczynamy sadzić róże okrywowe The Fairy wzdłuż płotu od strony drogi, na odcinku ok. 20 m.
Mam nadzieję, że się przyjmą i rozrosną na tyle by wykluczyć raz na zawsze koszenie tego przydrożnego pasa zieleni.
Pozdrowienia weekendowe:)

niedziela, 19 czerwca 2011

Na słodko:)

Dziś kilka słodkości, które ostatnimi czasy udało mi się zrobić - domowej roboty czekoladki, ciasteczka owsiano - rodzynkowe i kolejne drożdżowe:)
Nie będę ukrywać, że jestem uzależniona od czekolady stąd wszelakie przepisy z dodatkiem czekolady czy kakao od razu podbijają moje serce i trafiają na ruszt:). Kiedy znalazłam w księgarni (dzięki zachętom Izy:) kolejną książeczkę kulinarną dla dzieci "Cecylka Knedelek i fabryka czekolady" Joanny Krzyżanek wiedziałam, że jest nasza. Wypróbowaliśmy z Frankiem pierwszy przepis na Czekokoko  - czyli na domową czekoladę z kokosem. Jak to w "Cecylce" bywa, przepisy banalnie proste a pyszne i sprawiające ogromną radość dzieciom (i nie tylko!). A tak naprawdę, mam spokojne sumienie, że domowej roboty czekolada z prawdziwym kakao jest na pewno zdrowsza niż ta z supermarketu.
 Poza tym dalej piekę ciasta drożdżowe, na bazie tego przepisu tylko z dodatkami owoców sezonowych. W ostatnią sobotę wykorzystałam tarte jabłka z ubiegłego sezonu (w ramach corocznego letniego sprzątania spiżarni:), dodałam świeże truskawki i ok. 30dkg świeżych czerwonych porzeczek. Wyszło lekko kwaskowate ze słodką maślaną kruszonką na wierzchu.
Jakiś czas temu upiekłam także ciasteczka owsiane z rodzynkami z przepisu Dorotus, wyszły pyszne w smaku tylko chyba za bardzo się rozlały podczas pieczenia:( Może za dużo masła...?
Polecam przepis bo dzieciom bardzo smakują.
To tyle na dziś, zmykam czym prędzej i wyłączam komputer bo pioruny i błyskawice nad nami!!!!
Do następnego!

niedziela, 12 czerwca 2011

Z serii "przed i po" - ogrodowo

Dziś jakoś wspominkowo u mnie....mając chwilę dla siebie usiadłam na schodach przed domem (tylko tam mamy błogi cień, który w dni takie jak dziś jest nieoceniony) powspominałam jak to było u nas przed domem dokładnie trzy lata temu o tej porze:
Później doszły lampki i pierwsze roślinki, sasanki niestety nie przetrwały:(
A dziś, po tych trzech latach - świerki serbskie rosną błyskawicznie, rododendrony, iglaki, trzmieliny muszą być regularnie podcinane bo już dawno by nas zarosły:)
Rabata pod oknami - naprzeciw "łezki" ze świerkami: rosną tu iglaki, berberysy, pierisy i kocimiętka Faassena, którą zasadziłam miesiąc temu a już pokryła znaczną część rabaty. 
Dla ożywienia kolorystycznego rabaty dosadzam również corocznie begonie
 Pamiętam jakie ilości kory wysypywane były jeszcze 2 lata temu aby pokryć puste miejsca na rabatach. Dziś praktycznie takich nie ma, rośliny nachodzą jedna na drugą, przeplatają się - trzmieliny wiją się po świerkach, jałowce płożące tworzą zwarte dywany.....a pomyśleć, że tak niedawno było tu szczere pole i martwiłam się, że przecież na tej podmokłej glinie to nic nigdy nie urośnie....
Taras z kolei wyglądał mniej więcej tak (z Tatą w roli głównej:)
 Po dwóch latach
Jedyne co pozostaje stałe i niezmienne odkąd tu mieszkamy to okoliczne koty, które mają zwyczaj wylegiwać się u nas na tarasie i zamiast polować na myszy leżą całymi dniami i z roku na rok stają się coraz grubsze!

I tak coraz częściej sobie wspominam.....nie ma co, starzeję się:(
 Do następnego!